Łódź leży w środku Polski. Europy też. Pomińmy już Ziemię, przechodząc od razu do centrum galaktyki… Eee, czemu nie kosmosu? Najwyżej będzie z czego schodzić: Piotrkowska wyznacza Ges Omfalos – pępek świata, centrum wszechrzeczy. Jedziemy tam na parkrun.

Pamiętam zagadkę z lat szczenięcych: miasto wojewódzkie na dwie litery? Dziś dodaję do niej element ortograficzny: Uć czy Óć? Nie taka hamletowska kwestia, jakby się na pozór zdawało.

Czasy idą nowe, słyszy się: biegowo także grubo przędą. Dworce pekape zdają egzamin, a tramwaje… Hm! Z lekka się szyny uszyły faliste, a tabor wspomnienia dzieciństwa ożywia. Dla małych dzieci mamy gotową atrakcję; dobra, dla dużych też. W czasie jazdy stabilizację warto poćwiczyć. Natomiast umiejscowienie startu/mety zmową z transportem publicznym pachnie: z jednego przystanku mamy widok na zawrotkę i 3/4 trasy; na następnym wysiadamy 20 (słownie dwadzieścia) metrów od początku parkruna. Uprzędli nadkomfort; pozostając w tramwaju można całą relację uszyć. Sprawdźmy jednak, jak okolica się prezentuje.
Park piękny, widny, ptaszny; obserwuję i słyszę sporo skrzydlatych mieszkańców, aczkolwiek po kolorach liści znać, że rok szkolny się rozpoczął. Przestrzeń zagospodarowana ze smakiem i wyczuciem, przyjaźnie dla ludzkości i przyrody. Zielone latarnie urokliwie i dyskretnie wtapiają się w barwy roślinności. Spotykamy część leśną, dziką, obrosłą oraz uporządkowaną, zapełnioną infrastrukturą dla aktywnych. Kup kwitnie mało, toje w wersji dla niepełnosprawnych. Pochwała.
Trasa obiecuje dać szybkość: szeroko i płasko – asfaltowa ziemia obiecana. Niemniej ktoś przestrzega: łudź się, łudź, brakuje do ideału troszkę. Istotnie, zlustrowawszy trakt staranniej dostrzeżemy niewielkie pochyłości, najsubtelniej jak tylko można górzystości dodające.
Za to nawrotki wygodne, szerokie, koliste pozwalają trzymać tempo. Oznaczenia rozmieszczone perfekcyjnie.

Frekwencja dopisuje znakomita: znacznie więcej niż setka zapaleńców przemierzy dystans pięciu kilometrów.

Organizatorzy zbierają się grubo przed 9:00, skrupulatnie wypełniając swe powinności.

Uwaga dla lubiących grupeny: w Łodzi nie ma zwyczaju wspólnej fotografii; kto chce stado uwiecznić, musi postarać się swoim sumptem.

Startujemy i stawka pięknie się rozciąga; układ trasy sprawia, że prawie cały czas mijamy innych biegaczy. Wspaniałą perspektywę oferuje finiszowa prosta: dopingując z pozycji mety kończących zmagania widzimy ich lekko z góry. Pachnie lożowością.

Pozytywne wrażenia wywożę z Łodzi: pierwszą lokatę, wspomnienia ludzi życzliwych i miejsca pięknego.
W parkrunowej manufakturze wszystkie włókna utkano w gobelin znakomitej jakości.
Polecam.
Łukasz Klaś
Łódź to rozbiegane miasto – może otworzą kolejne parkruny?
parkrun Widzew i parkrun ŁKS ?
Ale to nie chodzi o antagonistyczne parkruny ?