Rozpoczęliśmy sezon na bieżni, startując w mitingu Warsaw Track Cup na stadionie Orła. Rzeczywistość post-epi okazała się tu podobna do innych okoliczności. Organizatorzy zastosowali trochę obostrzeń, mniej lub bardziej racjonalnych; niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich edycji. Przeżyliśmy spokojnie, tak jak w innych dziedzinach. Naród się przyzwyczaja i wszystko idzie sprawnie, tylko czasem z maską na brodzie.

Agnieszka triumfuje, rozpoczynając z przytupem sezon życiówkowy. Na pierwszy ogień poszedł rzadko biegany dystans 1000 metrów i proszę: 3:35 zrobione. Oklaski!!! A potem poszła za ciosem i dodatkowo, na luzie, po raptem godzinnym odpoczynku, uzyskała 5:42 na półtora kilometra. A to dopiero początek.

***
Ja pobiegłem fatalnie, 10:18 na 3 km; nie wiem, czemu tak słabo. Warunki miałem lepsze niż Agnieszka.
Ciekawostką zawodów miał być wyścig australijski, do którego wystartowało jednak tylko trzech zawodników. I emocje poszły w las. Ogólnie impreza okazała się udana. Okazja do rewanżu 18 lipca.
***
Łukasz Klaś
Następnym razem będzie lepiej. Trzymamy kciuki!!!
Dzięki, przyda się 😉