Wkrótce po starcie ultra formuje się grupetto, obejmujące kilku ambitnych amatorów+. Powoli ustalamy, kto co biega, lecz jeden kolega milczy. W końcu kierują się na niego świdrujace spojrzenia. Biedak ledwo dysząc ze strachu, duka:
-Bardzo was przepraszam, ale ja jestem ze sztafety.
-Aha – burczymy srogo, starannie maskując ulgę: jednego mniej.
***
Lekko rzężąc, cłapię sobie spokojnie na dwudziestym ósmym kilometrze przełaju. Wiedząc, że kilometr przed i kilometr za mną nie ma nikogo, z lubością wsłuchuję się w pierwsze dźwięki z mety; już mi pachnie kiełbaska. Mijam ławeczkę z wygrzewającą się nadobną panną. Laska otwiera jedno oko i cedzi: zawodnik przed tobą przeszedł do marszu. Dobywając z zakamarków organizmu resztek glikogenu, zrywam się do straceńczego finiszu. Doganiam piechura, który patrzy na mnie złośliwie: to biegacz z innego dystansu. Obyś skórę przypaliła, życzę w myślach tamtej ślicznotce, wpadając na metowisko ciężkim kłusem.
***
Po ukończonej w zadowalający sposób dyszce, wlokę się wzdłuż końcówki trasy, wypatrując Agnieszki. Patrzę, kolega finiszuje i to ostro.
-Dajesz, Radek – dopinguję, dziwiąc się nieco, że chce mu się tak rwać, kończąc zmagania kilka minut po czołówce. Nazajutrz dociera do mnie, że biegł piątkę i wygrał…
***
Zorganizowanue zawodów, aby nikt na nikogo nie wpadał i wszyscy byli zadowoleni, graniczy z cudem. Im więcej biegów jednego dnia, tym trudności wzrastają. Rozpoczęcia i trasy poszczególnych dystansów zachodzą na siebie, gdyż możliwości nie są z gumy. Oczekiwania i potrzeby czołówki i końcówki stawki też kształtują się odmiennie. Dobrze, jeśli sytuacje rozgrywają się humorystycznie, jak moje przygody opisane powyżej. Gorzej, jeśli kończy się pretensjami, protestami i niekończącymi się awanturami w sieci.
Nie ma i nigdy nie będzie uniwersalnego sposobu na organizację zawodów. A tam, gdzie system nie gwarantuje optymalnych rozwiązań, decyduje czynnik ludzki. Nie czarujmy się: potrzeby biegaczy i organizatorów często kształtują się odmiennie. Potrzeba zatem szczególnej cierpliwości, aby wszyscy osiągnęli swoje cele nie burząc wysiłków drugiej strony.
Warto przygotować się dużo wcześniej, rozważając różne przeszkody – nawet te najbardziej niespodziewane. Jeżeli masz, biegaczu, wątpliwości, zapytaj biura odpowiednio wcześniej. Jeżeli macie, orgowie, wątpliwości, poradźcie się doświadczonych biegaczy. I nie zaniedbujmy dobrych zwyczajów komunikacji: odpowiadamy na maile, trzymamy się ustaleń, obietnic i: regulaminu!
Oczywiście, nie wszystko da się przewidzieć. Kiedy trudną decyzję trzeba podjąć szybko, w chwili wahania spróbujmy postawić się na miejscu drugiej strony: rywala, sędziego, organizatora, wolontariusza, biegacza. Pomaga. I miejmy zawsze gdzieś z tyłu głowy myśl: ten bieg to nie koniec świata.
A kiedy po fakcie dyskutujemy, miejmy na celu wyciągnięcie wniosków na przyszłość, a nie obrzucanie się błotem.
To na butach wystarczy.
Łukasz Klaś
Stare spory???ale napisane fajnie,jak to u ciebie,
Stare i nowe też. Wciąż.?
Łukasz jak kielbaska pachnie to klips na nos i po sprawie ???
Pozdro dla Was od Wawelskiego, tego z nogą między pośladami… Macieja z Zadupia czy cuś ????
I my pozdrawiamy 😉
To, kurczę, nie da się wydrukować numerów startowych w różnych kolorach?
Gdzieniegdzie potrafią, lecz zbyt rzadko się trafia taka dogodność. ☺