– Ależ zimno dziś na polu – wymsknęło mi się, kiedy zaczęliśmy truchtać po zwyczajowych mrukliwościach powitalnych.
Na reakcję nie musiałem długo czekać. Posypały się uprzejme komentarze i słowa wsparcia.
– Na czym?
– Jakim polu?
– Masz dzisiaj w planach zajęcia rolnicze?
– Witamy wśród nas farmera!
– Na twoim polu jest zimno, czy na reszcie wsi także?
– Chodzi Ci o Pole Mokotowskie? Ten nowy parkrun?
Z podniesioną głową, dzielnie i dumnie przeczekałem falę jadu i taniej satysfakcji.
– Regionalizmy stanowią skarb kultury narodu – oznajmiłem z naciskiem, patrząc bez strachu żmijowemu stadu prosto w ślepia.
Trochę zwolnili; a może mi się zdawało?
– Zatem rozumiemy, że kolega imigrant; za chlebem z Galicji do cywilizacji przybył?
Przetrzymałem ich chwilę w wyniosłym milczeniu.
– Tak – skwitowałem wyczerpująco – pochodzę z Krakowa. – Stołecznego, królewskiego miasta Krakowa, lokowanego w 1257 roku.
Niestety, nie spotkało się to z uznaniem.
– Trudno – fałszywie smucił się Tadek – pomożemy ci uczyć się mówić.
– Wizę masz?
– Pozwolenie na pracę?
– Dobra, przyniesiesz następnym razem.
– Na dobry początek zapamiętaj: poprawnie używamy wyrażenia na dwór, na dworze; tak definiuje to miejsce literacki język polski.
– Z całym szacunkiem dla lokalnych gwar i dialektów, zaprawdę ci powiadamy.
– Swoją drogą, gdzie przebiega granica? – Władziu, szurałeś ostatnio po jodłowej puszczy, w kieleckiej scyzorów okolicy, jak tam gadają?
– Tam wychodzą na zewnątrz…
– To się nazywa dyplomacja! Do rządu, sejmu z nim!
– Hermesie Chyżonogi, uchowaj.
Przez chwilę łykaliśmy kolejne metry asfaltu w milczeniu, kontemplując wewnętrzną radość istnienia.
– Jednak regionalizmy mają swój urok i moc – odezwał się Marek, zwany Fanatykiem. – Ceńmy je.
– Dlaczego niby – wyrazili wątpliwość prowincjosceptycy.
– Napędzają ducha centralnych ośrodków, kreując zdrowy rozwój i różnorodność. Procesy owe działają w wielu aspektach życia, uwidaczniając się w języku, kulturze, przedsiębiorczości; a i w bieganiu chociażby. I mistrzowie sportu często pochodzą z mniejszych ośrodków. To, co małe, wielorakie, różnorodne, ubogaca rzeczywistość lokalnie i poprzez nacisk na stołeczność, nie pozwalając gnuśnieć metropoliom.
Nie można powiedzieć. Zrobiło wrażenie. Przytkało nas na chwilę, a to wcale niełatwo.
– Ty tak z głowy improwizujesz, czy siedziałeś nad tym tydzień? – Czepiała się hrabina Szczydoniecka, acz z wyraźną nutką sympatii w głosie.
– Popatrzcie na bieganie, ile zawodów w sinej dali rozgrywanych sprzedaje się na pniu, że losowania muszą robić?
– No w Warszawie też znajdzie się kilka takich, lecz nie za wiele.
– Każda lokalność godna jest poparcia; dywersyfikacja zdrowa rzecz!
– Na przykład nowy parkrun na Polu Mokotowskim.
Inauguracja parkrun Pole Mokotowskie
– Niemniej naszą stolicę można traktować biegowo odmiennie, tu jest więcej kasy po prostu, szczerze mówiąc.
– A interior zazdrości…
– Już dwa przystanki za granicą miasta inaczej Warszawę postrzegają.
– Zaraz. Sugerujesz, że region kraju ma wpływ na to, jak tam biegają? Czyż to nie przesada?
– Na pierwszy rzut oka – tak. Lecz pewne czynniki są zastanawiające…
Siedem par oczu wpatrywało się we mnie pod różnymi kątami, gdyż wszyscy ciągle biegli. Może i truchtem, niemniej przebierali nogami. A przynajmniej usiłowali.
– No gadaj.
– Weźmy parkruny, a przy okazji przypominam, iż w sobotę inauguracja Pola Mokotowskiego…
– Czyli pobiegasz po polu, nie robiąc z siebie wieśniaka.
Udało mi się udać, że nie dosłyszałem.
– Jeśli spojrzymy na rozkład lokalizacji w naszym pięknym kraju, zauważymy wyraźne dysproporcje. Znacie pojęcie Ściany Wschodniej? Trochę tam parkrunowa posucha panuje.
– Zaraz, zaraz, prrr, gniady… A Chełm?
– Właśnie, stop muzyka, co z Białymstokiem?
– Jeszcze Rzeszów – pisnęła Asia, dyskretnie zerkając na telefon. Zadziwiająca jest umiejętność kobiet zerkania w bok; potrafią sprawdzić w szybie przejeżdżającego pociągu, czy z makijażem wszystko ok.
– To są raczej wyjątki, aczkolwiek ta dziura ma raczej usytuowanie południowo-wschodnie w kierunku centrum.
– Prościej tego nie mogłeś wyrazić.
– Gdyby wziąć pod uwagę zwłaszcza duże ośrodki, zdumiewa brak parkruna przede wszystkim w Lublinie i Kielcach – nic w sąsiedztwie najbliższym. Dalej Częstochowa, Bielsko-Biała i Sosnowiec. A przecież mieszka tam wielu biegaczy. Dlaczego zatem nie zakładają parkruna?
– Z drugiej strony niektóre małe ośrodki działają bardzo prężnie. Świetnym przykładem jest Chrzanów. Znakomita frekwencja, a przecież są wciśnięci między Kraków, Katowice i Tychy.
– A tam też na polu biegają?
– Po prostu energiczni i sprawni ludzie działają, ot co!
– Tak, ale to chyba nie jedyny czynnik rozkładu biegów polskich?
– To zagadnienie na miarę doktoratu.
– A jakie dla przeciętnego szuracza płyną wnioski? Tak na cito?
– Myśl globalnie, działaj lokalnie.
– Nie wymyśliłeś tego!
– Ale pasuje.
– Ok, zatem spotykamy się w sobotę przed dziewiątą – hrabina spojrzała na mnie spod oka – będziemy biegać na dworze na Polu…
– Na Polu Mokotowskim!
?
Łukasz Klaś
Jeżeli o powodzeniu biegów decydują ludzie, to u nas jest w porządku, choć niby na prowincji. Zatem biegamy???fajny tekst
Dzięki 🙂 a gdzie ta prowincja?