
Po dwóch dniach wyostrzenia biegowego, zdecydowaliśmy się przemodelować na turystów, przysposabiając się w stosowne stroje i nastawienie. Obudowaliśmy ekwipaż, głównym narzędziem mianując termos. Gorąca herbatka czyni cuda, podnosząc naszą motywację i honorność wyzwania. Postanowiliśmy sprawdzić, co w Pieninach (właściwych) piszczy. Jak sprawy się mają z przełomami, reliktami sosnowymi, nieczynnym zamkiem, koronami, przestrzennością i niskim sezonem. Ruszamy w nasze wapienne góry, szukać cudów dla ceprów niepowszednich.
***
Startujemy z opłotków Krościenka, pnąc się zielonym szlakiem na Sokolicę. Czy wiecie, że oprócz myta za wstęp do Pienińskiego Parku Narodowego, osobno zapłacimy – 6 złotych – na bramce tuż przed szczytem? Taksę pobierają w gustownej budce, jakieś pięćdziesiąt metrów od czubka. Szczęściem, proceder ów odbywa się dopiero od kwietnia.
Na wierzchołku widok dech zapiera, a nogi drżą od ekspozycji. Boże, dzięki za solidne barierki. Sprawdzamy najczęściej fotografowane drzewo w Polsce, jak się ma po niedawnej kontuzji? Żyje, zdrowa, a rana zabliźniona.

Tutaj słówko o owych sosnach reliktowych. Po pierwsze, rośnie ich więcej, nasza bohaterka nie tkwi w samotności. Po drugie, występują nie tylko na Sokolicy, lecz i sąsiednich turniach, przykładem Czertezik. Powyższe nie oznacza, iż nie należy ich chronić! Uważajmy zatem, latając w okolicy helikopterem.

Z lekka ślizgając się po skałach, tniemy graniówką, podziwiając przepaście, czyhające tuż za skrajem ścieżki. Zaiste, trzeba uważnie kroki stawiać. Mijamy Czertezik, Czerteż, Ociemny, Białe Skały i lądujemy na Graniku Bajków. Na siodle pojawia się śnieg i co gorsza – lód. Poruszanie się środkiem szlaku grozi zbiciem tyłka, a z brzegów błoto. No, ale widział kto w Pieniny raki zakładać? Zwycięża Agnieszka, wyposażona w buty z metalowymi kołeczkami. Ja mam ubłocone cholewki i nogawki, plus kilka siniaków poniżej pleców.

Na Górze Zamkowej potwierdzają się złe wieści: przybytek nieczynny, strop runął, wstęp wzbroniony. Pokłoniwszy się figurze Świętej Kingi, zmykamy na Trzy Korony. Znowu mijamy budkę zdzierczą. Sam pik Okrąglicy osiągamy solidnym, kratkostalowym pomostem. Koloryt odbiera to okolicy zupełnie, lecz praktyczne to rozwiązanie. Mocne barierki wspierają nogi i tchórzliwego ducha mojego, gdyż przestrzenność z czubka…

Trzy Korony to szczyt tak wybitny, iż panorama 360° otwiera się szeroko. Lufa zieje grozą także na wsze strony, a spojrzenie na taflę Dunajca to lustro naszego strachu i opanowania umysłu: równo pół kilometra w dół, właściwie pionem. Widoki wymuszają obecność, twierdzę to bez żadnej przesady: jeśli nie cierpicie na agorafobię, przybądźcie. Mauritius i Balaton potem.
Moc powietrza kłębi się wokoło.

Zsuwamy się na żółty szlak do przełęczy Szopka – Chwała Bogu (ona się tak naprawdę nazywa). Przed nami ostatni odcinek w dół, do miasteczka.

Na szlaku Pienin spotykamy różne rodzaje… schodów. Drepczemy po stopniach z kłód, metalowych kratownicach, drewnianych drabinach i kamiennych progach. Krok za krokiem, z pięty na kolano, z uda na stęp. Uroczo!

Turystów widzimy niewielu, można nacieszyć się pustymi górami na gwarnych zwykle ścieżkach. Posezonowość pienińską polecamy.

No cholera, pięknie tu jest. Żadne zdjęcia tego uroku nie oddadzą, lecz może kogoś zachęcą.
Radbym.

Łukasz Klaś
Fajne zdjęcia i tekst. Avanti
Dzięki?
Piękne zdjęcia i piękne góry 🙂 uwielbiam oglądać zdjęcia z takich miejsc,jednak osobiście wole spędzać czas nad polskim morzem 🙂
Kocham i góry i morze.
Piękne widoki. Sam się wybieram pod koniec marca.
Powodzenia?
Mieli remontować tą Zamkową Górę. Ale fajnie, widoki zarąbiste. Przepięknie. Pieniny jak to Pieniny, zawsze piękne. Aż chce się wracać. Uściski z Krakowa
Witam zatem w moich rewirach. Trasa, którą opisaliście jest moją ulubioną ścieżką biegową. Dziwię się, że się nie spotkaliśmy :). Zimą trudna, bo lód i gnijące liście na śliskim wapieniu. Latem trudna, bo sporo turystów i ciężko się rozpędzić. Mieszkam tutaj od urodzenia… i ilekroć biegnę tędy, zawsze się zachwycam! Pozdrawiam!
Niełatwa i warta zachwytu, zaiste! Trochę Ci zazdroszczę takich terenów… Pozdrawiamy 🙂