Walentynkowo biegaliśmy w Grudziądzu, na trasie pięknie określonej przez Agnieszkę jako lasrun?. Wspaniałym bowiem borem dystans prowadził, a że pogoda dopisała komfortem, szurało się lekko, przyjemnie i radośnie.

Okoliczności pokazały, jak pojemną inicjatywą stał się parkrun. Tym razem przeżywaliśmy sympatyczność walentynkową, chwilę zadumy i ciszy na wspomnienie premiera Olszewskiego, dobroczynne zabawy z psiakami schroniskowymi (prawdziwa, rozszczekana i rozbrykana sfora) i – last but not least – manewry wojsk.
Tak! Armia z karabinami ruszyła z nami, na szczęście natychmiast przepadając w lesie, udowadniając swe kompetencje w kamuflażu. I tyle ich widzieliśmy.
Na parkrun zawsze trafiają się niespodzianki, a w Grudziądzu szczególnie.
Chwalimy organizatorów: oznaczenie trasy znakomite, gotowe na godzinę (!) przed startem. Na mecie czekali na zmęczonych lecz szczęśliwych biegaczy z małym traktamentem. Tak, serwowano ciastka. Tak, jadłem je.
A finisz nietrudno było zlokalizować: wspaniały tubowy fetował kończących zawody niczym gwiazdy, głosem znacznie wykraczającym poza rejestry operowe. Miłnia!
Dziękujemy grudziądzanom i do zobaczenia!

parkrun Grudziądz: check✅
1 miejsce/19:10
status Diadem parkrun: 36/26
Łukasz Klaś

Ale fajnie spędziłas dzień walentynkowy. Super aktywnie https://beautylilly87.blogspot.com/
Dzięki! Twój ostatni wpis świetny?