Lubię teatr Ateneum. Położony na obrzeżu ruchliwego centrum, z miłą obsługą i przytulną kawiarenką, pozwala spokojnie delektować się sztuką. A serwują dania przewyborne.
Sytuacja na scenie teoretycznie prosta: wymagający opieki ojciec, miotająca się córka i mający dość wszystkiego mąż. Jednak nie wszystko okazuje się takie ewidentne, a autor bynajmnej odbiorcy zadania nie ułatwia.
Dzieło Floriana Zellera każe nam zmierzyć się z przerażającą wizją utraty pamięci – wszak choroba nie wybiera, a starzejemy się wszyscy. W pewnym momencie mamy powtórkę sceny i trzeba chwili, żeby otrząsnąć się z niemiłego, swoistego deja vu. Dramat rozgrywa się zatem także pomiędzy sztuką, a widzem.
W interesujący sposób rozwiązano scenografię: półprzeźroczyste ścianki w zależności od oświetlenia ukazywały i chowały przed oczami widzów istotne dla akcji pomieszczenia. Dźwięku i muzyki użyto oszczędnie, podobnie jak mebli; staje się powoli zwyczajem na warszawskich scenach redukowanie sprzętów do minimum: krzesło, stół, łóżko; pusta przestrzeń.
Reżyser Iwona Kempa sprawnie rozdzieliła role i akcenty, nadając fabule dobry rytm, bez zbytniego patosu, lecz zarazem uwypuklając dramat bohaterów i ich wyborów. Marian Opania i Magdalena Schejbal grają wspaniale, pozostawiając resztę obsady nieco w tle. Nie oznacza to, że wypadają oni blado; kwestia rozdziału ról w sztuce.
Wychodzimy zadowoleni, ale i zatroskani: czy w chwili próby zdamy egzamin z opieki nad niepamięcią?
Łukasz Klaś
Fajna recenzja. Widać, że kochasz teatr?
Kocham. Dzięki?