Ledwie wszyscy się przywitali, Marek zwany Fanatykiem przystąpił do agitki.
– Słuchajcie, słuchajcie – entuzjazmował się – otwierają nowy parkrun!
– Co to jest parkrun? – zapytały naraz cztery osoby.
Załamałem ręce. Truchtacze od siedmiu boleści. Ignoranci słodcy.
Wytłumaczyłem pokrótce. Jasno, krótko i zwięźle. Koń sąsiada by zrozumiał.
– Kapewu? – upewniałem się.
– Co to jest ka-pe-wu? – zapytała słodkim głosikiem Asia Fitnesówa.
– KPW, czyli kapujesz, tak się mówiło, kiedy jeszcze biegałaś ze smoczkiem, czyli jak to będzie po dzisiejszemu?
– Czy ogarniasz, o co kaman – usłużnie podpowiedział Michał, zwany Grubym.
– Aha, no to kapewu. Czyli to będzie co sobotę każdą?
Bogowie, co za naród! Niech sobie wyguglają, ofiary losu.
– Dobra, dobra – łagodził Ultras – gdzie ten nowy parkrun?
– W Warszawie! – Triumfalnie ogłosił Marek – piąta lokalizacja w naszej ukochanej stolicy, na Polu Mokotowskim.
– Czyli pomiędzy biblioteką a stodołą – zauważyła hrabina Szczydoniecka.
Zapanowała mała konsternacja. Chwilę czasu zajęło wyjaśnienie, bo dla jednych miejscem oczywistym była Biblioteka Narodowa, dla innych klub Stodoła.
– A formalnie, jaka to dzielnica?
– Mokotów.
– Śródmieście.
– Ochota.
Dłuższą chwilę zajęło nam ustalenie tożsamości nowej piąteczki.
– To charakterystyczne dla Warszawy – wyjaśniał Tadek spod dziesiątki. – Pole Mokotowskie jest na Ochocie, a zajezdnia Żoliborz na Bielanach.
– Mokotów, zakichana dzielnica – mruknął pod nosem Władek Wymiatacz.
– A dlaczego zakichana? – chciała wiedzieć Fitnesówa.
– No Mordor, nowobogaccy, nosozadzieracze, stolica „A” o sobie mówią. Znacie historię – a w zasadzie histerię – izolacji osiedla Marina?
Nie znaliśmy.
– Otóż na tym osiedlu dla arystokracji finansowej jeden z mieszkańców zażądał kategorycznie, aby odgrodzić część Mariny, pomimo, że samo osiedle jest oczywiście też opłotowane szczelnie i pilnowane. Argumentował, iż nie życzy sobie bliskości z ludźmi, którzy zapłacili za mieszkanie kilka milionów złotych, podczas gdy on zapłacił kilka milionów dolarów…
– Kitujesz – odezwały się głosy – brzmi jak plotka zawistna.
– Żebym nigdy czterdziestu minut na dyszkę nie złamał, mówię wam.
Przez chwilę truchtaliśmy spokojnie. Marek milczał.
– No, nawijaj o tym nowym biegu.
– Będzie super, mówię wam. Miejsce z dojazdem pierwszorzędnym, metro, tramwaj, autobus i riksze sezonowo. Start i meta nad urokliwym zbiornikiem wodnym, w pobliżu tego słynnego baru…
– Lolek.
– Bolek.
– Tola.
– Miś Uszatek – powiedziała hrabina, nie chcąc być gorsza. Chyba się nie orientowała w terenie.
– Poza tym świetnie, piękna trasa, bez podbiegów.
– To dobrze – stwierdził Wymiatacz.
– To niedobrze – stwierdził Ultras.
– O, na pewno będzie kupa ludzi co tydzień.
– To dobrze – stwierdziła Asia, poprawiając włosy.
– To niedobrze – stwierdziła hrabina.
– Dystans prowadzi pięknym asfaltem, żadnych tam błotowisk.
– To dobrze – stwierdził Gruby.
– To niedobrze – stwierdził Ultras.
– Wam to dogodzić… Najważniejsze: to w końcu tylko 5 kilometrów bez limitu czasu.
– To dobrze – stwierdziliśmy wszyscy zgodnie.
– Jako prężnie działająca grupa biegowa musimy tam być! – Nie pozostawiał wątpliwości Gruby, z właściwym mu entuzjazmem.
– Must have – poparła go Asia, która od jakiegoś czasu chodzi na angielski.
– Zaraz – reflektował się Tadeusz – czy my mamy założoną formalnie drużynę?
– No patrzcie go – oburzyła się hrabina – a o czym to dyskutowaliśmy na trzech spotkaniach z rzędu?
– Właśnie. Dyskutowaliśmy. O nazwie, barwach, godzinach spotkań. I co ustaliliśmy?
Wszyscy spojrzeli na niego z niesmakiem. Oczywiście miał rację, ale po co tak gadać?
– Powiedzmy, że nasza grupa jest na etapie tworzenia planów i konkretyzacji struktur, pod które kładziemy solidne fundamenty aktywnością biegową w trakcie naszych spotkań, jak i poza.
Spojrzeliśmy na Wymiatacza z podziwem. Ale zasunął. Nic, tylko zaprotokołować. Tego się będziemy trzymać.
Przez chwilę szuraliśmy w milczeniu.
– Marek – zapytał nagle Ultras – a czemu ty tak za tym nowym parkrunem, co?
Fanatyk westchnął. Milczał przez chwilę.
– Bo pochodzę z Mokotowa – wyznał dzielnie.
Stanęliśmy na wysokości zadania.
– To nie twoja wina…
– Nikomu nie powiemy…
– Jak uskładasz na pół metra kwadratowego komórki lokatorskiej w Marinie dołożymy ci na drugie pół…
– Zrobimy zbiórkę na parkrunie…
– Nikt nie wybiera miejsca urodzenia…
– Nie musisz się przyznawać…
Marek słuchał, pęczniał i czerwieniał na twarzy. Sytuację uratowała hrabina.
– Dobra, to kiedy ta inauguracja?
– 15-go grudnia.
– Ciastki będą?
– Przyniesiemy krakersy i powiemy, że Marina zza dwóch płotów stawia…
– To co wiara, przychodzimy?
– Przychodzimy!!!
Marek ryczał najgłośniej. Aż radiowóz przystanął; czym prędzej wypchnęliśmy Fitnesówę do negocjacji. Po trzech oczomrugnięciach i dwóch biustowypięciach młodszy posterunkowy zmiękł i pojechali. Gruby udawał, że nie patrzy.
Tymczasem dokręciliśmy pętlę. Dobry czas, sześć kilometrów w czterdzieści minut. Z małym ogonkiem.
No bo przecież pod nowy parkrun trenować trzeba.
Musimy się na Mokotowie pokazać.
Łukasz Klaś
A cóż to za izolacjonistyczne zapedy? Na Marinie fajnie jest i pewnie, ze będziemy biegac na Polach Mokotowskich. To jest dobra wiadomosć, ze taki bieg powstał. No i to do zobaczenia, Mokotow rules???
Zapewne na Marinie i Mokotowie mieszkają różni ludzie, zatem nie szufladkujemy z przymrużeniem oka?. Do zobaczenia na parkrun! ?
Dziwne to trochę, w Lublinie i Kielcach parkrunu nie ma, a w Warszawie dziewięć az???
W Warszawie są 4 parkrun y?
Teraz pięć?plus cztery za miedzą – ale taką na stolicy miarę?
No panie kochany – świetny tekst. Bieg w takiej formie daje życiówkę, ale jak tekst ocenić? Tyle smaczków 🙂
No i świetna okazja dla tych, którzy nie mieli okazji, a chcieliby mieć jakiś bieg ze 100% frekwencją 😉
Dzięki! Jak tak dalej pójdzie z promo tego biegu, za miesiąc zabraknie na Polu miejsca… ?