Po zawodach we Frankfurcie, sezon maratoński w zasadzie dobiegł końca. Można pokusić się o podsumowanie startów Polaków. Wyniki naszej elity konfrontujemy z dosyć wyśrubowanymi minimami światowej federacji na Igrzyska Olimpijskie Tokio 2020. Wynoszą one 2:29:30 dla pań i 2:11:30 dla panów. Niewiele mamy powodów do radości.

Nie osądzamy zbyt surowo długodystansowców. W realiach organizacyjnych dzisiejszego sportu niełatwo uprawiać tę konkurencję. Zawodnik, startujący dwa razy w roku, a poza tym poświęcający czas na żmudne i nieefektowne przygotowania, nie stanowi łakomego kąska dla sponsorów. Także działacze, szukający sukcesów, niechętnie patrzą, inne aktywności hołubiąc.
Musimy się raczej pogodzić z faktem, że Kenia i Etiopia znajdują się poza naszym zasięgiem. Gorzej, że odjechali także Brytyjczycy, Japończycy, Niemcy… I tak można wymieniać dalej.
Patrząc na tabele, widać, iż rok zamknął się przeciętnie lub nawet: słabo. Wynik Karoliny Nadolskiej pozostał jaskółką bez wypatrywanej za nią wiosny. Miejmy nadzieję, iż to periodyczny dołek na królewskim dystansie – a nuż za kilka lat lepsza koniunktura nadciągnie? Popatrzcie przykładem na damską tyczkę. Jeszcze parę sezonów temu pytaniem przed wielkimi imprezami stało: jaki medal Pyrek, jaki Rogowska. A dziś posucha nastała.

Maraton jest okrutnym panem, gnębiącym wyczynowców, lecz także ambitnych amatorów. Mamy tutaj sytuację, jak z seksem w wyższych kategoriach wiekowych: godzina strojenia, dwie minuty grania. Ciężkie, kilkumiesięczne przygotowania nie zawsze przynoszą sukces w dniu próby. Stąd refleksja, aby zrozumieć też sportowców schodzących z trasy. Po prostu chcą dać sobie jeszcze jedną szansę.
Minima na igrzyska można wypełniać do czerwca. Trzymam kciuki, lecz nie bardzo widzę powody do optymizmu. Powoli oswajajmy się z myślą, iż w Tokio lekkoatletyczne emocje przeżyjemy oglądając rzut młotem. W maratonie kwestią najciekawszą będzie, czy wystartuje Eliud Kipchoge… i w jakich butach pobiegnie.
Co nie oznacza, że maraton straci na wartości. Warto go biegać.
Łukasz Klaś
Fot. Okł. Orlen Warsaw Marathon
Jeszcze nasi pokażą klasę. Dać im szansę i niech PZLA więcej kasy da na biegi długie w ogóle. I górskie też.
Popieramy. Aczkolwiek jakiejś wielkiej nadziei to nie mamy. 😉
Maratony to są jeszcze nudniejsze niż piątki. ??
Ee, nic nudniejszego od piątek nie ma. 🙂