Lubię poniedziałki. Po nudnym piątku, wypełnionym wpatrywaniem się w tarczę zegara w pracy i wyczerpujących sobocie i niedzieli następuje wreszcie dzień ów, świeże nadzieje i ochoty niosący. Zostawiwszy za sobą meandry weekendu, z poranną świeżością przystępujemy do konsumpcji nowego tygodnia.
Smacznego.
***
Już jadąc tramwajem odkrywam radosny fakt, iż jeszcze w czasie mej drogi do pracy ranne wstają zorze – zatem mocne lato trwa. Moje serce wzbiera euforią. Długość dnia, także tego pięknego poniedziałku, pozwala tyle ciekawych rzeczy dokonać. A szczęście mi sprzyja. Godziny obowiązku zawodowego mam idealne. Pobudka wypada o 4.30. Nie śmiejcie się i wzdrygajcie, taka sytuacja ma swe zalety. Mobilizuje do grzecznego położenia się uprzedniego wieczoru. Sen przed północą jest najzdrowszy. Lepiej kierować się na skowronka, niż na sowę. A śpiochom radzę przejechać się komunikacją w „normalnych” godzinach. Obowiązuje tłok, ścisk, tłum, pośpiech, łokcie i miłość bliźniego.
Wolę świtem, kiedy rosa opada.
***
Cóżże ponadto tak ten poniedziałek upiększa? To dzień nadziei, zawsze coś miłego zapowiada, wszak tydzień długi. I mnie czekają od czwartku przyjemności. Ruszamy do zdroju! Tam, gdzie szumi las zdrowy i woda mineralna wesoło się perli. Wszystko tam mają zdrojowe: park, pijalnie, ulice, kawiarnie, pensjonaty i tradycję. Pora powoli rozglądać się za sanatorium. Wszak emerytury bogate wypracujemy. O, jeszcze jeden powód, aby do pracy świtem się rwać.
Marzę o tym, by spędzać w takich miejscach wiele czasu i pisać, pisać, pisać. Lecz to nie zależy tylko ode mnie. A na razie cieszę się, że możemy tam choć na kilka dni pojechać. Zaczerpnąć sił u zdroju.
Dlatego lubię poniedziałki.
Łukasz Klaś
Taka pobudka o 4:30 rano to jest możliwe tylko i wyłącznie w górach ?
Serio mowiem, nie śmiać się proszem. Lado moment idę na Lubań może mi się uda wstać przed wschodem słońca.
Pozdrawiam Was serdecznie