-Dosyć tej izolacji – stwierdziła bojowo hrabina – spotykamy się na bieganie grupą. Mam plan.
Zamarliśmy z wrażenia, drżący ekscytacją. Wszyscy wpatrzyliśmy się w ekrany komputerów, bo konwersacja odbywała się, covidowym zwyczajem, wirtualnie.
-Zamkną nas – jęknął Tadek.
-Spałują, aresztują, gazem oślepią – jęczał Wymiatacz.
-Otóż nie – triumfalnie oznajmiła nasza arystokratka – uknułam, jak wykiwać system. Pokonamy reżim mocą intelektu!
Zabrzmiało dobrze. Poczuliśmy dreszczyk rewolucji na plecach.
-No gadaj, bo mi zupa dochodzi – poganiała Asia.
-Zamieszam – wyrwało się Grubemu i już wiedzieliśmy, gdzie jest, amant i pantoflarz.
Hrabina Szczydoniecka odchrząknęła z akcentem co najmniej Wołoszańskiego i rozpoczęła perorę.
-Kluczem przedsięwzięcia jest rozmieszczenie. Taktyka, moi mili. Uformujemy szeregi zadość czyniąc przepisom – choć głupim – zostawiwszy sobie możliwość konwersacji. Rzecz wymaga dyscypliny i umysłowego rozgarnięcia, Marek, nie rób głupiej miny, bo cię kopnę. Jeśli każdy uczyni swoją powinność, potrenujemy, nagadamy się ze sobą, a może i sławę zyszczemy, jeśli narody za nami podążą.
Skry sypiące się z jej oczu widać było nawet w przekazie. Wypięliśmy piersi i wciągnęliśmy brzuchy, czując żar zapału w mięśniach.
-Rozwiniemy szyk schodkowy, ustawiając się w równych odstępach wzdłuż i wszerz. Geometria, proszę państwa. Zachowamy te słynne restrykcyjne półtora metra, jednocześnie mając wygodny kontakt z sąsiadem z boku, przodu i tyłu. Wyjdzie nam taki wężyk, choć kanciasty.
-Zaraz – przyczepił się Tadek – osoba z przodu i z tyłu będzie miała jednego sąsiada mniej.
-Właśnie – oko pomysłodawczyni błysnęło triumfalnie – rozegramy to sztafetowo. – Co minutę zmienimy się, pierwszy wędruje na koniec. I kilometry szybciej zlecą.
-A czemu nie ostatni na początek? – Dociekał Ultras.
-Bo musiałby przyspieszyć i nadganiać. A tak, po trudach prowadzenia stawki, masz jeszcze chwilę odpoczynku w truchcie, a nawet marszu.
-Genialne.
-Świetne.
-Merytoryczne.
-Po prostu biegowe na maksa!
-Nasze grupowe pandemiałki!
-Powiedzcie jeszcze, jak wymierzymy te odległości.
-To proste: mamy tu trójkąty równoramienne. Z twierdzenia Archimedesa.
-Nie, równoboczne.
-Pitagorasa.
-Heraklita.
-Trójkąty prostokątne i parytet Morawieckiego.
Z tymi starożytnymi filozofami to zawsze bałagan. I jeszcze matematyka.
-Zostawmy filozofów i skupmy się na tych odległościach – zaproponował rozsądnie Tadek.
Racja. Dłuższą chwilę porządkowaliśmy wiadomości szkolne, przy czym Fanatyk bezwstydnie przyznawał się do korzystania z google. Efekt się liczy. Zdaliśmy ten trudny egzamin.
-W wypadku spotkania patrolu, przód przyspiesza, a tył zwalnia. I nie przyznajemy się do siebie, żeby nie przekroczyć limitu pięciu osób – instruowała jeszcze imć Szczydoniecka.
O wszystkim pomyślała; wybitny talent logistyczny. Do rządu z nią!
Pozostała do ustalenia miła kwestia kolejności. Woleliśmy załatwić to teraz, a nie, że tak powiem, przy kibicach na rondzie.
-Kto rozpocznie z przodu?
-Ja – zgłosiło się ochoczo pięć osób na raz. Mamy nadmiar wodzów w kraju. Lecz hrabina nie pozwoliła na swary i słusznie.
-Ty Wymiatacz nie możesz, bo zarżnąłbyś nas tempem. Fanatyk i Ultras zbyt zamyśleni i drogę zgubią. Tu trzeba gracza trzeźwego i reprezentacyjnego. Myślałam o sobie, ale niech będzie Tadek lub Luisek.
Patrzcie, nie wiedziałem, że takie mam wysokie notowania! Chytrze postanowiłem zagrać wielkoduszną skromność, licząc, iż Tadek rewanżem mnie zatwierdzi.
-Lepiej ty, Tadziu – zasłodziłem z fałsza.
-Skoro nalegasz, to ok!
Zdrajca, na szkło parciarz, małoduszny samolub. Egoista. Narcyz, pokraka, biegowy impotent.
-Wiedziałam, że się dogadacie. Wszak tak się lubicie. Punktualnie ustawiamy się przy Kotwicy w szyku bojowym!
Pozostało tylko wcisnąć enter.
🍀🍀🍀
Zaczęło się dobrze. Ruszyliśmy uporządkowani, naszym zwykłym, niskozadyszkowym truchcikiem. Początek trasy wypada chodnikiem, stąd zapoznaliśmy się z opiniami innych pieszych o naszym ustawieniu. Nie trzeba było bardzo ucha nastawiać. Życzliwość na dzielni kwitnie.
-Już nie wiedzą co wymyślać, platfusy.
-Czy to znak błyskawicy?
-Ustawiacie ścieżkę zdrowia?
-Protestujecie przeciwko normalnemu przemieszczaniu się?
-Pijcie więcej.
-I to dorośli ludzie!
Grunt, to się nie przejmować. Wszyscy pionierzy mają pod górkę. Jakoś dotarliśmy do lasu. Trochę nam na nierównościach szeregi falowały, lecz dawaliśmy radę. Konwersacja toczyła się interesująca.
-Mój sąsiad kupił ule. Mogę załatwić tani miód – zagaiłem, szurając z tyłu.
Wiafomość popłynęła wprzód. Po chwili Władek Wymiatacz z czuba szyku truchtaniem umiejscowił się za mną.
-Podobno podrywasz jakąś Ulę i zwabiłeś ją na miód.
No, głuchy telefon normalnie. Tak to się ma, jak się z przygłuchymi plotkarzami człowiek zadaje; w dodatku z kiepską dykcją.
Lecz zemsta jest rozkoszą bogów.
-Władek mówi, że jesteście głusi – puściłem podstępnie. – To znaczy co druga osoba.
Biegnący przede mną Marek chyba nie mógł się zdecydować, czy podać dalej.
-Ty, jak cię kopnę, kłamco – syczał za mną Wymiatacz.
-Nie możesz, zachowuj dystans.
Po chwili miejsce na końcu zajęła Asia Fitnesówa.
-Władek, nie mówiłeś, że jesteś głuchy – zaczęła słodko.
Ten nic się nie odezwał, obrażony.
-Kurczę, faktycznie – zauważyła Asia – nie słyszy mnie z odległości półtora metra…
-Stać, dokumenty! – Dobiegł nagle wrzask zza krzaka.
Zareagowaliśmy natychmiast, choć wystąpiły pewne błędy. Michał, nie bacząc na ustalenia, rzucił się ratować Aśkę. Ultras, człapiący w środku stawki, nie mógł się zdecydować, do której grupy dołączyć i nerwowo zataczał kółeczka. Z przodu Fanatyk z Tadkiem pobili chyba swoje rekordy w przyspieszeniu. Hrabina pytała o podstawę prawną. Z tyłu rozsądnie przeszliśmy do marszu, a Władek udawał grzybiarza.
Zza krzaka wyłoniła się złośliwie roześmiana gęba Lucjana, z bratniej grupy Truchtam Na Tarchominie.
-Ale was zrobiłem, co?
-Kochanie, daj ty mu w ryj – zaproponował Gruby – bo ja go zabiję chyba na miejscu.
-Coście tacy nerwowi? I w takim głupim ułożeniu biegacie…
Musieliśmy hrabinę powstrzymać od rękoczynów. Lucek wysłuchał jednak swoje.
-Zwariowaliście? W tym lasku nie widziano policjanta od plejstocenu.
-Neandertalczyk – syczała hrabina.
Dobrą chwilę trwało, zanim zebraliśmy się do kupy. Uchwailiśmy, że śmierć na miejscu byłaby za lekką karą dla podleca.
-Już coś specjalnego dla niego wymyślę – obiecywała hrabina.
Chyba można jej ufać. A szyk covidowy opatentowaliśmy w internecie. Już zgładzają się grupy biegowe, chcące skorzystać; negocjacje trwają, sława hrabiny rośnie.
🍀🍀🍀
Lucjan trenuje poza granicami dzielnicy.
Łukasz Klaś
Alez sympatyczny tekst. Rozbawiles mnie z rana. Rewelacja. Pozdrawiam Was serdecznie
Pozdrawiamy🙂🙂
Dawno nie było tej sympatycznej bandy – już myślałem, że się rozwiązała albo wymarła 😉
Są bardzo nieregularni😁
Cudne!
Ciężki jest los Luiska😁
Dziękuję🙂Luisek dzielnie walczy😉