W pierwszych słowach muszę uprzedzić miłośników Stanisława Wyspiańskiego, iż jego dzieła użyto bardzo oszczędnie. Pokusiłbym się o stwierdzenie, iż reżyser lekko naciągnął rzeczywistość, kanwą go na plakatach anonsując.

Oprócz kontrowersji, budzących onegdaj (bo dziś jakby mniej) sporo emocji, otrzymaliśmy, dość niespodziewanie, ciekawą diatrybę o roli aktora w kreowaniu przypisanej mu postaci. Mocnym bon motem rzecz ową rozpoczęto: czy woń z ust aktora jest cechą jego czy postaci przezeń odgrywanej? I dalej już poszło. Ciekawie i ze swadą roztrząsano też fikcję i realizm przesłania sztuki. W tym przedstawieniu, w tym teatrze, w tym okresie (wybory!) wydźwięczyło się to szczególnie interesująco!
Słówko wtrącę o warsztacie: długimi fragmentami nienadzwyczajnie. Krzyk często pełni rolę znakomitego, mocnego środka wyrazu, lecz nadużywany drażni i nudzi. A wrzeszczano na nas dobrych kilka pacierzy. Trudno jednoznacznie winić reżysera, gdyż w sztuce dość mocno akcentuje się wkład aktorów w jej kształt. Zatarta, zapewne celowo, jest też granica pomiędzy grą sceniczną, a wyrażaniem osobistych poglądów; znów mamy dylemat, gdzie kończy się teatr… Oddajmy jednak odtwórcom, iż włożyli sporo serca w swą pracę, zarażając publikę żarliwą ekspresją. I tylko jedna z pań powinna nauczyć się wymawiania „p” i „b” bez prychania. A może to efekt emocji właśnie?

Ożywnikiem „Klątwy” stał się popisowy monolog Czachora oraz kpiny z reżysera. Na ile stosowane z jego inspiracji, trudno ocenić. Oliver Frljić pewnie jeszcze nie raz nas zadziwi.
Wyblakłość zaś tytułowej anatemy oceniam liczbą ziewnięć: jam to dwukrotnie uczynił. Tylko czy aż?
?
Łukasz Klaś
W tym wypadku można wszystko zwalić na reżysera ???
A jeśli mowa o Wyspiański to nadal lubię Wesele
Pozdraiwam
Racja. Pozdro również 🙂