Wybraliśmy się na teatr do kina… A może na kino do teatru? Stricte, ekran X muzy zawieszono nad deskami sceny, widzów do przybytku Studio zapraszając. Ceny biletów kształtują raczej przedziały teatralne, lecz na co dzień zupełnie marne szanse na Metropolitan Opera mamy. Idziemy zatem: transmisja w teatrze na ekranie kinowym a oglądniemy i wysłuchamy opery.

Philip Glass to wybitny twórca oper współczesnych, choć prezentowany przezeń minimalizm nie każdemu się podoba. „Echnaton” to część trylogii, dopełnionej Ghandim i Einsteinem, przedstawiającej postaci przełomowe, wręcz rewolucyjne. Redukcjonizm muzyczny kontrastuje z przepychem strojów i scenografii, momentami spychany na bok przez dekoracje, kapiące złotem i drogimi kamieniami szaty, oraz, odważnie tu wprowadzonym, zespołem żonglerów. Całość zagrana jednak wirtuozersko, a wysoki głos męski głównej postaci: zjawiskowy.
Czy warto zatem? Zdecydowanie tak, lecz wymaga rzecz… czasu. Wpierw omówienie na żywo, ze sceny; reklamy, jingle, omówienie z Nowego Jorku, w przerwach wywiady, ciekawostki. W sumie pięć godzin z Echnatonem: długa randka.
Jeszcze dodajmy, iż historycznie postać to fascynująca. Wprowadzenie wbrew wszystkiemu monoteizmu w tamtych czasach, dziwne przestawienia postaci tego faraona, niejasne okoliczności ze wszech stron, tworzą jedną z najciekawszych zagadek Starego Państwa.
Mistrz Philip przekuł ową historię w dzieło wyjątkowe, serwowane na żywo przez Amerykanów.
A święty Nil płynie i płynie…
***
Łukasz Klaś
Ja tak oglądałam Hamleta. Sztuka na dużym ekranie. Faraon też może być ciekawy. Pozdrawiam serdecznie.