Nie suknia zdobi człowieka. Akurat: jak cię widzą, tak cię piszą. W głos zapewniamy z najświętszym oburzeniem, iż żadne mody, trendy i branżowe presje na nas nie działają, przeglądając jednocześnie żurnale. Ochlapując wszechświat obłudą poświęcamy funkcjonalność szatek na rzecz targowiska próżności, dostosowując się karnie do stada. Dress code, dzień i noc, pracą i rozrywką, w domu i na ałtsajdzie. Również biegające rzesze podporządkowują się grzecznie, zsyłając wytwórcom ciuchów wymarzony popyt.
Dress code: racja fasonu, rzekną jedni. Znamię dresiarstwa, przetłumaczą inni.
Rozdrobnienie sposobów ubierania według uprawianych aktywności imponuje i zniewala. W barwnym świecie fitness osobną kolekcję musimy przygotować na aerobic, inną na pilates, zumbę, stretching… Nie wypada tych samych butów na różne zajęcia założyć. Siłkę określają nam obszary: strefa lansu, koksu, leszcza i abs. Same nazwy zniewalająco podpowiadają, co na siebie włożyć.

Tam, gdzie strój zbliża się do funkcji munduru, dress code narzuca się oczywistością. Mają szyk wędkarze, ratownicy, harcerze, wspinacze, astronomowie i ptasiarze. Ci ostatni często stają przed rozdzierającą serce decyzją, bo najlepsze stroje terenowe w dziale myśliwskim; jakże to u jednego źródła z mordercami zwierząt się zaopatrywać?
Warto przed pierwszymi zajęciami sztuk walki zapoznać się z wymogami wyprawki. W tych okolicach szaty wiążą się wręcz z nienaruszalnym ceremoniałem; założywszy przypadkowo strój należny mistrzowi można z treningu wylecieć, dobrze, jeśli w jednym kawałku.

I na pływalni, choć oszczędnie, moda się pokazuje: kostiumy kąpielowe pomagają szyku zadać. Także morsy całkiem nago przecież do mroźnych kąpieli nie chadzają. Tekstylia rządzą!

A biegacze?
Nie owijajmy w bawełnę: muszą. W doborze stroju stosujemy pryncypialną zasadę: od innych sportów się odróżniać, wyróżniać, z góry patrzeć! Uchowajcie bogowie na zawody jakieś fitness trepy założyć; maratończyk – to brzmi dumnie wszak. Trzeba i wierzchnością potwierdzić wewnętrzną głębię truchtania. W sklepie kierujemy się od razu do działu: running, z pogardą pomijając inne półki. Eilta, śmietanka. Kasta.

A głębiej sięgając, rozwarstwimy i nasz światek na części; przynajmniej dwie. Pierwsi ścigacze postępują, migający po asfalcie i tartanie z chyżością antylop. Koszulka i spodenki obcisłe do granic pęknięcia zakładają, preferując kolory żywe, żarówiaste, kontrastowe. Ideał: różowy + seledynowy z domieszką krzyczącej cytrynki. Używają ci mistrzowie butów jak najlżejszych, tak około dwieście gram najlepiej. Pamiętać należy o zachowaniu nienagannej czystości takich kreacji. Kałuże omijamy, a jeśli chlapnie autko na nogawkę natychmiast ścieramy. Woda stojąca na bieżni jest oczywistym powodem do urządzenia awantury gospodarzowi stadionu.
Na głowę dozwolone tylko opaski lub czapki, Boże broń buff.
Z drugiej strony znajdziemy ultrasów, co przełajem chadzają. Ci obuwia ciężkiego, pancernego zażywają, bo to nigdy nie wiadomo kiedy błoto, a śnieg, a topiel, a skała. Nawet w parku poniżej 1 ha powierzchni. Ciuchy luźne ubierają, skłaniając się do barw wojenno-surwiwalowych. Zza karków musi też wystawać rura z życiodajnym napojem.
Na głowę dozwolone tylko buffy, Boże broń opaski lub czapki.

Jak miłośnicy dress codu potraktują naturystów? Pogardliwym milczeniem…
Łukasz Klaś
To biegajmy w bieliźnie najlepiej. A serio, to niektórzy na szczęście nie zwracają uwagi na ubraniw.
Ilu takich, z ręką na sercu? Wazne, by nie przesadzać i nie homofobować.?