Książka George Saundersa stanowi zbiór dziesięciu opowiadań, przy czym ostatnie dało tytuł całości. Autora porównują – czy słusznie – do Kurta Vonneguta, uzasadniając podobną ironią, dystansem do kultury konsumpcyjnej i wszechobecnej tandety. Dziełko powstało w roku 2013, co ma pewne znaczenie dla odbioru treści. Saunders pokpiwając z szaleństw naszych czasów bieżąco wprowadza do narracji ich wszechobecne atrybuty, nowinki techniczne i społeczne, które zawładnęły umysłami mas. Otrzymujemy nutę pozytywizmu z akordami na tabletach i w internetach…
Nie przekonują do końca eksperymenty i zabawy z formą. Podam przykład. W jednym z opowiadań, od początku autor zastępuje słowo „się” skrótem „s.”, „bardzo” – „b.”, a czasownika „jest” nie używa w ogóle. Można to uznać za ciekawy zabieg, choć przy możliwościach komputerowych edytorów tekstów chyba niezbyt trudny do opracowania. Czytając, mimowolnie pilnujemy tych zasad. I niestety, znajdujemy po chwili przeoczone słowa: się, bardzo i jest. Błąd piszącego, korekty czy tłumacza? Tak czy siak, czar pryska i pozostaje poczucie niesmaku.
W opowiadaniach powraca wciąż motyw kiepskiej, czasem patologicznej, czy wręcz karykaturalnej, amerykańskiej rodziny. Opisy wzbudzają współczucie, pomieszane z obrzydzeniem, a powtarzane – zaczynają nudzić. Kiedy po kilku kartkach już w ciemno wiemy, że matka zachoruje, ojciec wpadnie w długi, dzieci były bite – przestaje to robić wrażenie. Nasuwa się nieodparcie myśl, że może lepiej byłoby przeczytać tylko jedną nowelkę, ratując dla pisarza odczucie oryginalności? Bowiem pewnego talentu odmówić mu nie sposób, a momentami narracja toczy się z urokliwą ekspresją. Autor nie stroni od mocnych przypraw: hojnie szafuje wulgaryzmami i seksem, czy nie nazbyt? Mamy tu klimat znany u nas choćby z filmów Smarzowskiego. Nie każdy to lubi.
Finis coronat opus, lecz pozostawia uczucie niedosytu. Ostatnie opowiadanie, „10 grudnia” rozpoczyna się mocno, lecz nieco rozpływa pod koniec w słodkości. Podsumowuje całość ocena: tak, ale…
Polecam, nie upierając się.
***
Łukasz Klaś
To zachęcasz czy zniechęcasz?
Zachęcam, warte przeczytania, acz mnie na kolana nie rzuciło, choć to rzecz uznana.
Nazwisko kojarzę aczkolwiek nic tego Pana nie czytałam jeszcze. Przeczytam. Pozdro od Dudziaków
Warto się zapoznać i sprawdzić 🙂 Pozdrawiam 🙂